Zawsze miałem ciężko w życiu. Nie jestem kolejnym emo-kidem, który się w kółko nad sobą użala, wręcz przeciwnie. W każdej chwili życia jestem rozbawiony i pomagam wszystkim jak tylko mogę, ale… Każdy człowiek czasami traci nerwy i musi się wygadać. Ja należę do osób, które często potrzebują się szczerze wygadać, ale nie byle komu, tylko komuś, komu mogą zaufać. Jeśli będę mógł to zrobić i odczuję zainteresowanie w stosunku do moich problemów wtedy oznacza to dla mnie przyjaźń… Ale może wymagam zbyt wiele.
Miałem przyjaciela, potem stał się chłopakiem, potem znów stał się przyjacielem. Mimo wszystko myślałem, że mnie rozumie, że potrafi wesprzeć i że zawsze pomoże. Nie wiedział jednak wszystkiego na temat mojego życia, tylko szczątkowe informacje. Dostałem od niego chwilę temu smsa o treści:
"Mam niemałe problemy na głowie. Nie chcę być niemiły dla Ciebie, ale… Mam dla Ciebie małą radę. Ogarnij się. Życie jest jeszcze gorsze niż Ci się wydaje. Przestań się ciągle dołować przez błahe rzeczy. Przestań robić sobie krzywdę, bo życie Cię w tym wyręczy."
I… Zabolało. Wiem, że to głupstwo, ale cholernie zabolało. Bo to straszne za każdym razem czuć się odrzuconym. Czuć, że nigdy nie znajdziesz kogoś, kto będzie Cię akceptował takim, jakim jesteś. I to boli, nawet bardzo. Tak się właśnie odpłaca świat… Starasz się wszystkim pomóc, choć sam przeżywasz piekło, ale nigdy nie zostanie Ci to wynagrodzone…
A może on ma racje? Może ja jestem jakiś nie-taki? Nie nadaję się do życia z drugim człowiekiem? Bo gdyby tak nie było to przecież ta sytuacja by się nie powtarzała… A powtarza się… Za każdym razem… Już nie wiem co jest ze mną nie tak…
Na zawsze sam.
Dzielić