Moje pierwsze narzekanie, hmmm podobno czasem trzeba. Od czego by tu zacząć? Jak w tytule: po prostu boję się życia. Perspektywa wyjścia do ludzi paraliżuje mnie. Mam problem ze znalezieniem pracy, no bo przecież trzeba wyjść, zadzwonić, spotkać się.
Jeszcze rok temu mój świat wyglądał inaczej. W nadzieją i ufnością spogladałam w przyszłość. Dziś-nie ma nic.
Byłam z kimś kto był moim życiem. Straciłam własną torżamość oddając się MY. Teraz jestem tylko JA. JA które nie potrafi samodzielnie żyć. Utwierdzone w przekonaniu że jest niczym. Każdego dnia walczę żeby iść dalej, ale co będzie kiedy siły się skończą?
Chcę iść na studia, ale kiedy tylko pomyślę że będę musiała znaleźć się w grupie ludzi, których nie znam ogarnia mnie panika. I znów szkoła schodzi na dalszy plan. Co jakiś czas zmieniam miejsce zamieszkania, szukam siebie, szukam szczęścia. Ale jest chyba jeszcze gorzej bo czuję się samotna. Nie zdąże nikogo poznać i już jestem w innym miejscu. A przyjaciele ze szkoły juz dawno poszli swoimi drogami. Tylko nie ja. Ja nie wiem co chcę w życiu robić i gdzie być. Nic nie wiem.
Jestem w kolejnym związku. On kocha mnie szalenie, a ja?
A ja mam w sobie jeszcze kogoś innego. Kogoś kto nie chce mnie znać. I jest jeszcze gorzej. Zamiast ukoić samotność i znaleść upragnione szczęście jestem rozdarta. Odejdź w takim razie-słyszę. Ale nie potrafię być sama. Zbyt się boję. Patrząc w przód widzę ciemność.
Boję się życia
Dzielić