Jestem jedynaczka z Warszawy.moi rodzice sa lekarzami.bardzo chcieli zebym poszla na medycynę, mimo ze ja od zawsze bardzo chciałam isc w kierunku aktorstwa,ale zgodziłam się przed matura na taki układ,ze pojde na medycynę ale oni za to będą mi placic za Prywatna Szkole Aktorska.Niestety nie dostałam się na medycynę do Warszawy,mimo mojej rozpaczy nie chcieli mi placic za prywatna medycynę, tyle ze w Warszawie(mimo ze wiedza, ze kocham to miasto i tylko w nim się odnajduje,dobrze czuje i kocham je),wszędzie indziej się dostałam.Na złość im wybrałam Katowice.Oczywiscie o Szkole Aktorskiej tutaj mogę pomarzyć.Wyszlo na to, ze studiuje kierunek, którego nie chce studiować(bardzo, bardzo nie chce, mowie o tym od gimnazjum,boje się krwi, jest mi zle w szpitalach, rzygam po anatomii, nie dotykam na zajęciach preparatow, to jest cos czego wiem ze NA PEWNO NIE CHCE ROBIC W ZYCIU) w miescie, w którym nie chce studiować. Czuje się w tych Katowicach beznadziejnie, co tydzień jezdze do Warszawy(rodzice pracują w miescie pod Warszawa, wiec na codzien nie mieszkają tutaj), a w dodatku tak bardzo brakuje mi sztuki, aktorstwa, teatru(grałam w rozmaitych stowarzyszeniach do tej pory).Obcy ludzie(koledzy i koleżanki z Kato) mowia mi, ze ja się zmarnuje na tej medycynie(a w większości nie wiedzą o tym, ze chciałam startować do PWST ale rodzice mi nie pozwolili(szantaż emocjonalny"nie damy Ci grosza, nie dostaniesz mieszkania w Warszawie itd."), ani o moich planach aktorskich), bo ciągle mowie tylko o kinie, teatrze,filmach,modzie. Czuję,że kiszę się na tych studiach, nie mam ochoty na spotkania ze znajomymi, imprezy, na zycie. Blagalam ich o to,zebym tam nie musiala być, mowilam o moich planach samobójczych. Oni na to nie reagują, matka wyzywa mnie od mało ambitnych suk, twierdzi ze chce być w Warszawie tylko ze względu na chłopaka (choć mi chodzi glownie o to, ze KOCHAM to miasto i ze sa tu perspektywy aktorskie, szkoły Aktorskie, nawet prywatne,wszystko), grozi mi,ze jeżeli zrezygnuje z medycyny to złamanego grosza od niej nie dostane, ze pożegnam się z mieszkaniem w Warszawie, ze wszystkim. od 1,5 miesiąca czuje się jakby codziennie przejezdzal po mnie tramwaj. Codziennie placze i wszystkim mowie o tym, jak bardzo cierpie, celebruje swój bol, a to wszystko dlatego, ze totalnie nie wiem co robic. Przebolec ten rok i probowac do PWST w czerwcu? (matka powiedziała ze jak się nawet dostane dziwnym cudem tam,ale rzuce medycynę, to nie da mi mieszkania i pieniędzy) Ciagnac te studia medyczne i nie być szczesliwa przez cale zycie? Rzucic to w tajemnicy i mocno przygotowywać się do egzaminow do PWST?(mam trochę oszczednosci,moglabym sb zaplacic za prywatne lekcje aktorstwa) (tak, wiem ze w Warszawie jest to Akademia Teatralna) Nie wiem, jestem cholernie zagubiona, nienawidzę moich rodzicow, za to ze mnie tak każą. Naprawde wiem,ze medycyna nie jest dla mnie, jeśli nie udaloby mi się z Aktorstwem to chciałabym robic cos związanego z językami(to tez lubie i umiem to robic,ale jeszcze konkretnie nie wiem,co),ale ja nie umiem wygrac z rodzicami. Kazali mi isc do liceum na profil biol-chem, poszlam, mimo,ze cierpiałam tam, kazali mi isc na medycynę,poszlam ale cierpie. Blagam, niech mi ktoś doradzi cos sensownego, rozsądnego, bo już nie wytrzymuje psychicznie.
Dzielić