Wpadłam na taki pomysł na szczęście: niczego nie oczekiwać, wszystko cenić. Brzmi bardzo prosto i bardzo logicznie. Nie twierdzę, że to nowy pomysł, ale teraz, dla mnie jako jedna z wielu możliwych dróg życiowych, pojawił się po raz pierwszy. Więc przestałam oczekiwać. Za to cieszę się tym co mam. Dzisiaj na przykład popołudniowym słońcem na balkonie. Nie oczekuję, że dostanę od życia więcej, zresztą własne popołudniowe słońce, nie wspominając już o własnym balkonie, to dużo. Jest mi z tym umiarkowanie. Wszystko zrobiło się średnie. Zaczęłam odczuwać niesprecyzowany pociąg do tweedowych spódnic i bawełnianych bluzek w łódkę. Niby czasem chciałabym się do kogoś przytulić, ale przecież poduszka jest dużo bardziej miękka, nie marudzi, kiedy ją układam tak, jak chcę żeby leżała i nie rozpycha się w łóżku. Jedzenie jest smaczne, jeśli się przyłożę do gotowania, a kiedy nie chce mi się przykładać, jem i tak. Åšpię dobrze. Pracuję sumiennie, bez zaangażowania i bez obijania się. Mam wrażenie, że za kilka lat obudzę się rano i zacznę z umiarkowaną siłą uderzać głową o ścianę. Do skutku.