Nie zdam w tym roku… i co? Przez wagary.. niby sam sobie jestem winien ale ile mogłem wytrzymać? Od kiedy pamiętam, zawsze, bez wyjątku, życie po mnie jedzie… Ze wszystkim jest tak, że układa się i pod końcem się posypie. I co roku taki duży przypał szkoły, nie ma roku żeby bez tego było.. No i w tym roku, w ramach tego przypału, nie zdam.. Rodzice są przekonani, że jednak zdam, nie wiem nawet jak im o tym powiedzieć…
Ale tak sobie kminię.. Co im do tego? To moje życie, a nie ich. Jestem już prawie pełnoletni. A oni co.. Dla nich się liczę tylko jako uczeń, nie jako człowiek, dziecko. Moja wartość wynosi tyle, ile średnia moich ocen i to, jak im pomagam jak coś robią.. A ja co z tego mam? Zero wolnego czasu, nerwy, stres, zmarnowane życie.. Oni mają własne ambicje a ja mam je spełniać, bo sami nie mogą.. A gdzie miejsce na moje ambicje, na to, co sam chcę? Przecież to moje życie do cholery, gówno ich obchodzi co z nim robię, to moja sprawa. Moja i tylko moja! Szkoda tylko, że nikt tego nie rozumie. System i rodzice mnie krępują.. i to całkowicie, czuję się związany. Najchętniej bym uciekł i zostawił to wszystko. W wakacje już będę miał 18 lat to mi mogą naskoczyć, to już nie będzie nawet ucieczka z domu.
Czy nie mogę żyć na własny rachunek?!
Dzielić