Zrób coś dobrego, a kara cię nie ominie. Mnie nie omija w każdym razie. Chciałam zrobić mojemu byłemu przysługę – mieszka w innym mieście, a ma w moim "rozmowę o pracę i jakąś sprawę na uczelni", no i "nie ma mowy, żeby to załatwić w jeden dzień, czy mogę?" "Tak możesz" no bo czemu nie, dwa lata razem mieszkaliśmy, rozeszliśmy się kulturalnie, bez tragedii, więc co mi szkodzi. Myślałam, że to dobry uczynek, że pomagam, że to dobrze, nie żywić urazy, i generalnie, że to sympatyczne. Nawet trochę zadowolona z siebie byłam, że mi to tak łatwo przyszło, być miłą. A teraz czuję się jak intruz we własnym domu. Spać nie mogę, bo facet gada do komputera… idę zwrócić uwagę, że chcę spać, a to mi przeszkadza, i słyszę, że komputer źle działa, jak ja go wcześniej używam. UŻYWAM BO TO MÓJ CHOLERNY KOMPUTER. Nocka z głowy, bo wkurzona nie zasnę. Były łaskawie udał się do gościnnego lulu. Nigdy więcej. Wolę być wredną, nieżyczliwą małpą, przynajmniej nie będę miała wrzodów żołądka z tłumionej wściekłości.